Dwie kreski
Ktoś mi kiedyś powiedział, że nawet starając się aktywnie o dziecko, dwie kreski na teście zawsze są zaskoczeniem. Dziś, po raz pierwszy w życiu mogę Wam to potwierdzić.
Byłam przekonana, że ten cykl niczym mnie już nie zaskoczy. Badania TSH z 5 lipca, wynik 11,13 nie pozostawiał mi złudzeń - "z takim wynikiem przecież nie da się zajść w ciążę". Nie pomyślałam tylko, że badanie robione było już po owulacji.
Nie zmienia to faktu, że nie wierzyłam i byłam pogodzona z sytuacją, spokojna, trochę zmartwiona, że te wyniki mi tak skaczą (miesiąc wcześniej była nadczynność, wynik 0,02). Mój mąż niezmiennie jak to ma w zwyczaju na moje napomknięcia o okresie reagował "a może wcale nie przyjdzie?" na co ja się pukałam w czoło "mój drogi, takie TSH, bądźmy realistami!".
Ale jak to w życiu bywa, los jest przewrotny, i w trakcie kiedy przed nasza rocznicą ślubu ja zwątpiłam w ten cykl i w siebie, bo ta tarczyca taka zła, to nasz Bąbelek już sobie w najlepsze wędrował, skoro równy tydzień po rocznicy ślubu...
No właśnie. Co mnie w sumie podkusiło żeby zrobić ten test? Niezłomna wiara mojego męża i jakaś taka delikatna intuicja na kilka dni przed, że "a nuż?". Sprawę przesądziła temperatura, która utrzymywała się wysoko. Stwierdziłam raz kozie śmierć, mam jakieś tam testy za złotówkę z allegro. Mąż spał w najlepsze. Zapełniłam pojemnik, zanurzyłam test i pewna tej samej bieli co zwykle, od razu wszystko wylałam. Ale kiedy za chwilę na niego spojrzałam wszystko się zmieniło. Ręce zaczęły mi się trząść, pobiegłam do okna. Widziałam to. Nie wyobrażałam sobie, tam naprawdę jest kreska, blada, ale jest. Pobiegłam do drugiego okna. Zawołałam męża. Przyszedł i pytam go "widzisz tu coś?" Ten głupol pyta gdzie xD To mówię, że obok tej mocnej kreski. Potwierdził, że widzi, ale blade. I jego kolejne pytanie brzmiało "co to jest?" xD (głupol razy dwa!). A ja, że test ciążowy. Jego trzecie pytanie "co to znaczy?" - ja, że jeśli jest jakakolwiek kreska to test jest pozytywny. Coś mi nie dowierzał. Myślę sobie trudno, robię test PINK z drugiego moczu.
Na Pinku już wyraźniejsza kreska, mąż niedowierzanie, ja niedowierzanie. Zaczął pleść jakieś bzdury, że on to musi z krwi wynik zobaczyć. Potem mnie zresztą przepraszał, był po prostu w wielkim szoku i nie chciał się za mocno ucieszyć.
Dziś rano wstałam i nie mogłam uwierzyć, czy mi się to nie śniło? Pobiegłam sprawdzić - testy nadal pozytywne, kreska mocniejsza :)
Pamiętam, jak kilka razy w głowie myślałam sobie i planowałam jak powiem mężowi o ciąży, że najpierw poczekam na betę... Taa... Mąż się dużo bardziej ucieszył, jak usłyszał, że dziewczyny na forum facebooka też widzą te kreski i gratulują, niż jak go przekonywałam, że blada nie blada, ale pozytyw.
Nie dopuszczam do siebie żadnych złych myśli, jestem pełna nadziei, że wszystko będzie w porządku, mimo Hashimoto. Dziś z rana zrobiłam badania betaHCG i tarczycowe, jutro po południu wyniki. Pojutrze wizyta u endokrynologa - inny niż zwykle, ale chodzi głównie o dopasowanie dawki do czasu mojej wizyty u mojej pani doktor. Wizyta u ginekologa też ustalona - niestety też u innego i prywatnie, bo mój na urlopie (taki psikus). Teraz zaciskam tylko mocno kciuki i modlę się codziennie o to, żeby nasz Bąbelek był silny, zdrowy, żeby wszystko było jak trzeba.
Poniżej garść informacji dla ciekawych, co i jak - ile się staraliśmy, co brałam, co robiłam, jakie są moje objawy i tym podobne :) Na wstępie mój ostatni wykres z OvuView :)
- Staraliśmy się 8 miesięcy, tak świadomie, z pomiarem temperatury. Ale współżyliśmy już od 10, od podróży poślubnej.
- Od początków starań brałam kwas foliowy Folik, odkąd leczę tarczycę dodatkowo witaminę D Vigantoletten 1000) magnez (MagneB6). Od 3 ostatnich cykli wspomagająca kapsułki z olejem z wiesiołka - faktycznie poprawiły widoczność śluzu płodnego. Być może nawet to w tym cyklu pomogło, bo widziałam go już na ładnych parę dni przed skokiem temperatury. Ten ostatni cykl brałam też Femibion Natal 1 - zestaw witamin.
- Mój mąż brał od stycznai, po grypie grudniowej witaminę C, magnez, witaminę D i okazjonalnie ze mną Folik.
- Najgorsze były początki, pierwsze miesiące - wtedy byłam najbardziej rozgoryczona że się "jeszcze" nie udało, potem się uspokoiłam i nawet przyjście okresu było traktowane na luzie.
- Najlepszym sposobem na odstresowanie i relaks okazała się dla mnie joga - ćwiczyłam od końca kwietnia do teraz ;)
- Objawów nie łączyłam z ciążą. Na 4-5 dni przed datą okresu zaczęło pobolewać podbrzusze, trochę jak na okres, a trochę inaczej, takie bardziej rozciąganie, rozpychanie, czasem kłucie, ale nie mocne i niezbyt bolesne. Nazwałam to muleniem w podbrzuszu. Od tygodnia przed miesiączką bolała mnie głowa, ale to tak, że budziłam się i już czułam, że boli. Wiązałam to ze zmianami pogody, bo jestem migrenowcem. 2-3 dni przed miesiączką zaczęłam czuć ciężkie piersi i zaczęły coraz bardziej puchnąć, aż mąż się zdziwił, że są "większe niż zwykle przed okresem", pojawiły się niebieskie żyłki na dekolcie (ale to nic nienormalnego bo przed okresem też je miewałam), potem zaczęły robić wrażliwe, tkliwe, a w tym momencie trochę pobolewają. Dzień przed okresem miałam zawroty głowy siedząc na łóżku. Miałam tez ostatnio dużą chęć na słodycze, ale wiązałam to z tym, że od 3 miesięcy ograniczyłam spożycie cukru. Na kilka dni przed okresem byłam okropnie nerwowa w sumie bez powodu, aż miałam ochotę kogoś uderzyć, a nie jestem agresywna.
- Nie wiem czy to miało jakieś znaczenie czy nie, ale od miesiąca uskutecznialiśmy z mężem więcej ruchu - rowery, basen, ta moja joga, spacery.
- Da się chcieć zajść w ciążę i w nią zajść - jako kolejna przerywam mit, że "trzeba odpuścić"
- Może warto faktycznie gdzieś wyjechać albo się zrelaksować, bo mnie chyba tak dobrze nastroił koncert Radiohead na Opener Festival :D
- Albo może dopomógł nam dopiero co urodziny chrześniak męża, do którego powiedziałam, żeby nam teraz zesłał fluidy, bo przydałby mu się brat albo siostra cioteczna :D
- A tak na serio to wiem, że po prostu w danym momencie wszystkie czynniki musiały zagrać jak należy i modlę się by dalej grały jak należy.
Witam,
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Pani bloga w poszukiwaniu informacji dotyczących NPR, aplikacji Ovuview. Przy okazji przeglądnęłam Pani wpisy i drogę jaką Pani przeszła do tych pierwszych dwóch kresek. Do tej pory nie mierzyłam temperatury raczej obserwowałam swój organizm, myślałam że już znam swoje ciało i wiem kiedy mam owulację. Ale mija kolejny miesiąc kiedy nie udaje mi się zajść w ciążę i postanowiłam rozpocząć pracę z mierzeniem temperatury i obserwacją śluzu (na naukach przedślubnych prowadziłam kilka cykli, ale zaniechałam dalszego monitorowania cyklu co teraz okazało by się przydatne :( ). Chciałam zapytać o ten olej z wiesołka czy są jakieś przeciwskazania do stosowania?