archiwum własne
Zabieram się do tego wpisu standardowo kiedy Kazimierz przesłodko śpi i jeśli nic nie ulegnie zmianie będzie tak spał aż do 7 rano (tak, tak, mam cudowne dziecko, które śpi w nocy).
Jak przeżywałam starania o dziecko, jak bardzo go chciałam nie trzeba daleko szukać - cały ten blog jest tego efektem. Testy owulacyjne, mierzenie temperatury, dni płodne, smutki, dołki, w końcu znalezienie wewnętrznego spokoju - wszystko to aby w końcu być w upragnionej ciąży i było mi w niej naprawdę cudownie. Chodziłam sobie na spacery do parku słuchając ulubionej muzyki, kładłam się po 2, a wstawałam około 10 i czasem nie chciało mi się nawet wszystkiego posprzątać w domu i przekładałam to na kolejny dzień, wolałam poćwiczyć jogę albo poczytać książkę.
Teraz chodzę spać zazwyczaj przed 23, do niedawna jeszcze wstawałam o 1.30 na nocne karmienie i przy dobrych wiatrach około 2 kładłam się po karmieniu, a przy złych wiatrach kładłam się nawet i około 3 a Kazimierz budził się potem między 7 a 8. Teraz już trochę się to zmieniło, nie ma karmienia o 1.30 i moje grzeczne dziecko zazwyczaj przesypia noce (tak, to ten slogan marzenie każdego rodzica i wg co poniektórych zjawisko niewystępujące w przyrodzie :P). Od urodzenia Kazika czytałam książkę o karmieniu piersią ("Po prostu piersią" - gorąco polecam!) oraz o rozwoju dzieci w pierwszym roku życia. Jakoś tak magicznie zawsze mam posprzątane (co najmniej z grubsza), bo korzystam po prostu z wolnych chwil. Na spacery owszem chodzę, najpierw muszę wszystko uszykować, ubrać siebie, dziecko, wziąć torebkę, torbę do wózka, dziecko na ręce, znieść z 4 piętra na parter, otworzyć jedną ręką wózkownię i z gąszczu rowerów hulajnóg i innych ustrojstw wyciągnąć wózek, do którego włożę dziecko, które od tygodnia gardzi smoczkiem i snem na spacerze. Posłuchanie muzyki często odpada, a jak już nawet uśnie to nigdy nie zdołam dosłuchać albumu do końca. Serio, jeszcze mi się nie zdarzyło.
Do czego zmierzam? Dla mnie macierzyństwo jest dwojakie. Z jednej strony kocham Kazimierza nad życie. Był wyczekanym, wystaranym brzdącem, kochanym od ujrzenia dwóch kresek. Z drugiej nagle przed oczami widzę to co straciłam - swobodę dla nas dwojga, która już nigdy nie wróci, ograniczenia, których nie dopuszczałam do siebie. Zawsze sobie mówiłam, że z dzieckiem można wszystko - można. Ale nie zawsze. Są przecież różne dzieci. A nawet i grzeczne dzieci mają gorsze chwile. Chorują, ząbkują, mają humory. Nagle mam ochotę na przykład jechać do parku rozrywki. No niby mogłabym, ale z 2 miesięcznym bobo to co ja tam zrobię? Marzę desperacko o wakacjach, na których w końcu z powodu ciąży nie byliśmy - ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę kiedy mówię, że być może wybierzemy się samolotem jak Kazio skończy pół roku - może faktycznie porywam się z motyką na słońce w marzeniach?
Ale przecież nie żyjemy zamknięci w klatce znowuż.. Chodzimy normalnie do restauracji, karmię piersią i tyle, niby czemu nie skoro robię to dyskretnie. Samochodem Kazik jeździć lubi więc nie ma póki co z tym problemów. No ale do kina to nie pójdę, niby są jakieś seanse dla mam z dziećmi, no ale randka z mężem to to nie będzie ;)
No i ot, taka dwoistość. Z jednej strony wielkie szczęście i uśmiech, który doprowadza do łez szczęścia. Pierwsze gruchanie w odpowiedzi na czytane Kaziowi wierszyki, chwile tulenia i karmienia piersią gdy widzę jak bardzo jestem mu potrzebna, jak ten mały człowieczek oddaje w moje ręce swoje życie - to jest coś, dla czego warto żyć, wyjątkowe chwile, których nic nie zastąpi, dzięki którym spokojnie powiem - warto mieć dziecko/ dzieci. Z drugiej strony gdy Kazik zanosi się płaczem, a nic co znam go nie uspokaja to chce mi się płakać razem z nim z bezsilności. Kiedy wspominam jak luzacko było "przed" nim niekiedy z tęsknotą to jest mi jednocześnie wewnętrznie wstyd, no bo nie można mieć ciastka i zjeść ciastka - w tym przypadku jednocześnie mieć dziecka i nie mieć dziecka.
Są dni kiedy nic nie jest w stanie mnie zezłościć, mogę przenosić góry, tańczę z Kaziem na rękach, motamy się w chustę i idziemy na spontaniczny spacer, przepełnia mnie takie szczęście, że go mam, i nawet z tych chwil we dwoje, że łzy mi napływają do oczu - taka jestem szczęśliwa. Mam wtedy ochotę go zacałować, a jego uśmiechy rozklejają mnie na amen.
Ale są też takie dni kiedy jego marudzenie mnie denerwuje, kiedy jestem przybita, nawet smutna, kiedy jestem sfrustrowana, że tak bardzo chcę poćwiczyć jogę, ale przecież 4 miesięczne bobo nie zajmie się sam sobą przez godzinę.. Kiedy jestem wręcz zła bo wybieramy się do kawiarni a on nagle płacze wniebogłosy przed wejściem, żeby słodko zasnąć na 5 metrów przed wejściem do domu...Dni kiedy denerwuję się, że jestem non stop z dzieckiem we dwoje.
Brzmi jak wynurzenia osoby z zaburzeniem dwubiegunowym? Tak, bardzo możliwe, że tak brzmi. Po pierwsze hormony nadal nie są ustabilizowane i mówi się, że gdy się karmi ich stabilizacja trwa jeszcze dłużej. Ale znam mamy, które nie karmią piersią, mają starsze dzieci i nadal czują tę dwoistość. To szczęście przeplatane irytacją, zmartwieniami. Stwierdzam więc, że to normalne. Jak ktoś Wam powie, że ma idealne dziecko i nigdy nie czuł się przytłoczony rodzicielstwem to wiem jedno - nie mówi prawdy. Oczywiście - są dzieci mniej i bardziej grzeczne (z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że moje należy póki co do tej grzeczniejszej części), mniej i bardziej problematyczne. Ale nie ma dziecka, które nigdy nie miałoby gorszego humoru czy samopoczucia, nie robiło kupki, nie zabolał go brzuszek. W związku z tym nie ma też mamy, która ZAWSZE miałaby na wszystko czas - na siebie, na prowadzenie domu, rozrywki jednocześnie z zajmowaniem się dzieckiem. Musiałaby być chyba robotem :P
Ale gdyby ktoś mnie zapytał czy chciałabym się cofnąć i podjąć inną decyzję... NIE. Kazik jest spełnieniem moich, naszych z mężem marzeń, to śliczny, rezolutny chłopiec, jego uśmiech jest nieporównywalny z niczym innym i wzbudza uczucia nieporównywalne z żadnymi. Może chciałabym, żeby czasem tak na jeden czy dwa dni wrócił do brzuszka :P Tak, żeby mieć czas dla siebie. Ale nie wyobrażam sobie życia bez tego kochanego pyszczka. Codziennie rano gdy znajduję go w łóżeczku w coraz to innej konfiguracji głowa - nogi i mówię mu "dzień dobry" a on obdarza mnie najradośniejszym na świecie, szerokim uśmiechem, w którym śmieje się on cały a nie tylko jego buźka - wtedy wiem, że to jest po prostu bezcenne.
|
Śledzę Twojego bloga od początku tego roku, gdy zaczęłam starać się z moim ówczesnym narzeczonym o dziecko. Przeczytałam go od deski do deski tak jak i wiele forum, by dowiedzieć się wszystkiego o planowaniu ciąży, o metodach i wczesnych objawach. Udało nam się za pierwszym razem, byliśmy mega szczęśliwi, że zostaniemy rodzicami, o niczym innym tak nie marzyliśmy... niestety nie trwało to długo, ponieważ w 7 tyg. poroniłam. Nie potrafiłam się z tym pogodzić i do tej pory nie potrafię. Smutek, żal, łzy, złość, obwinianie się, to tylko niektóre z emocji, które mi wtedy towarzyszyły. Minęło już, albo dopiero, 4 miesiące, jesteśmy po ślubie i jesteśmy w drugim cyklu starań. Mam nadzieję, że za półtora tyg. zobaczę 2 upragnione kreski, a po 9 miesiącach będę mogła cieszyć się, tak jak ty, swoim małym cudem, który na złość mamie postanowił zmienić swoją datę przyjścia na świat :')
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że po poronieniu nie mogłam wchodzić na Twojego bloga, łzy cisnęły mi się do oczu za każdym razem jak widziałam kobietę w ciąży, czy małe dziecko, a co dopiero czytać o tym.
Życzę dużo zdrowia Wam i małemu Bobo.
pozdrawiam,
Mama Aniołka
Jejku.. Nie wiem co napisać.. Przede wszystkim, pamiętaj, że to ukochane dzieciątko po prostu zmienia datę urodzenia, Twój Mały Aniołek już zawsze będzie w Twojej pamięci i sercu i.. wierzę, że będzie rodzeństwem dla Maluszka, na którego się z mężem doczekacie, ba, jestem tego pewna, bo wiele takich historii o stratach znam, które zakończyły się zdrowymi dzieciaczkami! To bardzo niesprawiedliwe, że takie historie się zdarzają, że jednym się udaje tak jak mnie, a inni muszą przejść przez takie trudne doświadczenia, bardzo Ci współczuję. Jednocześnie dziękuję za obecność ze mną tutaj na blogu, on powstał z myślą o tym, by pomagać w staraniach na ile to możliwe. Nie dziwię się absolutnie, że było Ci ciężko zaglądać, będę jednak Cię tu oczekiwać, daj znać jak wstąpisz, a przede wszystkim czekam na szczęśliwą wiadomość o Dwóch Kreskach. Pozdrawiam ciepło!
UsuńDziękuję!
UsuńNiestety, póki co ujrzałam jedną grubą krechę. Byłam pewna ciąży ponieważ czułam implantację w dniu w którym spadła mi tempka. Zupełnie jak w cyklu w którym mi się udało, ale niestety jedna krecha i @ przyszła... może implantacja się nie udała.
Teraz 3 cykl starań, może tym razem się uda. @ powinnam dostać w poniedziałek, ale wgl nie czuję się ciążowo, żadnych objawów, nic. Nastawiam się, że i tym razem się nie udało, nawet chyba nie będę testować, bo tylko nadziei sobie zrobię na 2 krechy. Sądziłam, że jak raz nam się udało za pierwszym razem to i teraz się uda, a tu takie rozczarowanie :c
pozdrawiam,
Mama Aniołka
Niestety, na zapłodnienie wpływ ma tyle czynników.. na dodatek nie zawsze zarodek jest prawidłowy i często obumiera jeszcze przed implantacją.. Tak naprawdę wiele zdrowych par stara się dłużej niż 3 cykle i to zupełnie normalne, dlatego nie ma co się poddawać! Oczywiście, życzę by udało się jak najszybciej, trzymam kciuki :)
Usuń