Magiczne "odpuszczanie"

archiwum własne

Każdy, kto przez chwilę bezowocnie starał się o dziecko, szczególnie, jeśli ta chwila wydawała się nie do wytrzymania, zapewne usłyszał ten tekst - wspaniałą, nieocenioną radę, powtarzaną niczym mantrę nie tylko przez osoby, które bez problemu zaciążyły w drugim czy trzecim cyklu starań (no albo w pierwszym na przykład), ale także przez osoby, które starały się dłużej, jak również przez rodzinę, przyjaciół, znajomych. Jednym słowem - wszyscy niemalże zgodni jak jeden mąż powtarzają - ODPUŚĆ!

Magiczne odpuszczanie jest popularną przecież metodą zajścia w ciążę. To ty nie wiesz? Wystarczy odpuścić, a nie mierzysz temperaturę jak ten osioł! Weź odpuść kobieto, no przestań już w końcu chcieć tej ciąży i tego dziecka, zacznij na przykład szydełkować, albo ugotuj mężowi obiad, o, zobaczysz jak ci szybko dzieci wyjdą z głowy, a jak już wyjdą to hyc! Przejdą do macicy i gotowe!
Proste, prawda?

A żeby tak ktoś jeszcze wspomniał JAK nagle z dnia na dzień masz przestać chcieć zostać mamą? Może masz zacząć czytać żalposty jakie to macierzyństwo jest ciężkie? Albo może zatrudnić się jako niania? Obejrzeć "Omen" o demonicznym dziecku? Albo od razu "Wioskę przeklętych" (jeszcze więcej demonicznych dzieci!)? Może po prostu zacząć sobie konsekwentnie wmawiać, że nie no, tak właściwie to ja sobie tylko żartuję, że chcę mieć dzieci, tak naprawdę wystarczy pies, kot albo kanarek, ostatecznie królik, świnka morska albo szczur?

No więc podpowiem - wszystkim, którzy tę złotą radę serwują starającym się parom - otóż nie da się odechcieć, jak się czegoś chce tak mocno, że staje się na rzęsach. Gdy się o czymś marzy podczas zasypiania i po przebudzeniu. I nie, nie ma czegoś takiego jak magiczne odpuszczanie. Jest jedynie oszukiwanie samego siebie, że nie no, tak właściwie to aż tak mi nie zależy i co tam. Po co te ironie? Ano po to, żeby trafić w sedno problemu. W staraniach - w zajściu w ciążę, NIE przeszkadzają pomiary temperatury ani samoobserwacja, nie przeszkadza fakt, że chcemy zostać rodzicami. Nie przeszkadza, że o tym marzymy. Problem pojawia się, gdy staje się to naszą obsesją. Gdy boimy się wsiąść na rower bo "może jestem w ciąży i może się przewrócę i może mi to zaszkodzi". Gdy jeden test ciążowy miesięcznie to zdecydowanie za mało, a pielęgniarki w punkcie pobrań nie muszą już pytać za jakie badanie chcemy płacić. Gdy żyjemy od miesiączki do miesiączki z jedną wielką deprechą w trakcie. To nie jest zdrowe dla nikogo. I być może w tej złotej radzie jest jedno ziarenko prawdy. Otóż - nie da się odpuścić, przestać chcieć, pragnąc, czuć instynktu. Ale da się i powinno żyć pomimo niepowodzeń. Bo czas nie zatrzyma się w miejscu na okres starań, bo przez obsesję możemy stracić wiele okazji do śmiechu, zabawy, czasu spędzonego z kochaną osobą. Możemy zatracić siebie w smutku zamiast żyć.

Może więc nie ODPUSZCZAĆ, a WYLUZOWAĆ będzie właściwszą radą. Nie traktować kolejnego miesiąca jako porażki, końca świata, ale jako okazji do kolejnego miesiąca z ukochanym tylko we dwoje! Możliwością wyjścia do kina, czy na rower. Oczywiście, wiele rzeczy można robić z dzieckiem, ale życie po porodzie naprawdę się zmienia i na pewien czas niektóre aktywności będą nas omijać, czy tego chcemy czy nie. Wiem, jakie pragnienie dziecka potrafi być silne. Z tego pragnienia zrodził się ten blog. I przyznam Wam się szczerze - miałam na początku problem, żeby wyluzować. Ale kiedy już to się stało, poczułam się dużo bardziej szczęśliwa i gotowa na nowe życie. Postanowiłam przyjmować to co daje mi los takim, jakie jest. A gdy pogodziłam się sama ze sobą okazało się, że dane mi będzie zostać mamą! I wiecie co? Nigdy nie odpuściłam. Do ostatniego dnia przed pozytywnym testem mierzyłam temperaturę, modliłam się o to szczęście i marzyłam o byciu mamą. Marzenia się spełniają, ale dzięki oczekiwaniom na DWIE KRESKI zaczęłam ćwiczyć jogę, która została ze mną do dziś. Poznałam lepiej mojego męża i spędziłam z nim wiele super romantycznych chwil! Bardziej zadbałam o to co jem. Przeczytałam duużo książek. Zaczęłam pisać tego bloga!

To takie banalne, ale na to co cenne warto czekać. Choć wiem, że gdy miesiące przechodzą w lata, a w walce o upragnione marzenie muszą pomagać ciągłe wizyty i leki - nie jest łatwo, jest coraz trudniej. I dlatego trzeba z całych sił walczyć o ten balans. O to, by starania nas nie przygniotły swoim ciężarem, O to, by w nich widzieć ukochanego - po to, żeby mieć się z kim starać. 

Nie ma magicznego odpuszczania. Jest magiczny luz, który pozwala spojrzeć na siebie z szerszej perspektywy. A może wystarczy skoczyć na koncert, albo na weekend w góry? Mnie to pierwsze skutecznie pomogło ;) Jak zawsze trzymam mocno kciuki za tych, którzy są w trakcie starań i czekają na swoje upragnione DWIE KRESKI :) 

Komentarze

Popularne posty