Znowu dwie kreski

archiwum własne

Choć marzyłam o tym, to nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Dokładnie 32 dni po stracie, z duszą na ramieniu po raz kolejny zrobiłam test ciążowy. Sama już nawet nie wiem co mnie podkusiło, czy to, że okres nie przychodził, czy to, że temperatura była wysoka, czy po prostu ciekawość i ogromne pragnienie, by sprawdziło się u mnie, że szybko zachodzi się w kolejną ciążę po ciąży biochemicznej. Tak czy siak zrobiłam ten test i znowu wyszedł pozytywny. 

archiwum własne

Pierwsze emocje jakie mi zaczęły towarzyszyć to był ogromny strach, nie mogłam go pohamować no i umiarkowana radość, trochę też szok. Co chwila sprawdzałam, czy mi się nie przewidziało, od razu postanowiłam, że zanim zrobię betę to odczekam co najmniej do poniedziałku (test zrobiłam w czwartek). Jedyne na co sobie pozwoliłam to na robienie testów co rano przez 3 dni, żeby zobaczyć czy kreska ciemnieje (z Kaziem ciemniała, a w marcu nie). Kiedy widziałam, że ciemnieje czułam się raźniej mimo że cały czas się modliłam, żeby dzidzia z nami została. 

Mimo tego, że wszystko wydawało się dobrze, a poniedziałkowa beta wyniosła 870, wciąż bałam się cieszyć i planować, ze strachu nawet nie zrobiłam drugiej bety, żeby porównać przyrost, bo ta wg obliczeń była prawidłowa. Pozostało oczekiwanie na wizytę usg w celu potwierdzenia umiejscowienia ciąży i bicia serduszka - w tym celu też dokonywałam pieczołowitych obliczeń, żeby przypadkiem nie pójść za wcześnie i nie stresować się brakiem serduszka, ale też, żebym nie zwariowała od czekania. Dniem poznania naszej Kruszynki na usg był 4 maja.


archiwum własne

Teraz już się chyba tak nie boję, zaczyna do mnie docierać (choć powoli), że znowu jestem w ciąży! Że nasze marzenie spełniło się szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Dziś zaczynam 10 tydzień ciąży. Stres ogromny powodowały bóle podbrzusza w dniu zrobienia testu i kilka dni po nim, potem pojawiały się czasem mdłości, raz wymiotowałam w środku nocy. Poza tym mamy się dobrze i oby tak zostało. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to po prezencie jakim był Kazio przed Wielkanocą, teraz dostaniemy grudniowy prezent przed Bożym Narodzeniem, bo termin na 17 grudnia :) 

Szalone jest to, co się dzieje. Myśleliśmy, że te starania zajmą nam tyle co o Kazia albo i dłużej, po stracie tym bardziej wolałam się na to nastawiać żeby się nie rozczarować, okazało się odwrotnie przez co zostaliśmy też rzuceni na głęboką wodę z kupnem mieszkania, które to planujemy na ten rok, nim kolejny lokator pojawi się na świecie. Wymaga to od nas wiele cierpliwości, samozaparcia, kosztuje sporo stresu i emocji, ale wierzę, że warto, bo jak nie teraz to kiedy?

Trzymajcie proszę za nas kciuki :) 



Komentarze

  1. Wielkie gratulacje, proszę o sprawdzenie e-maila. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama Aniołka20 maja 2019 12:12

    Ogromne gratulacje! Nawet nie wiesz jak się cieszę Twoim szczęściem! :)
    Super, że tak szybko Wam się udało! Widać Aniołkowi nie chciało się długo czekać i szybko do Was wrócił.
    My po stracie musieliśmy odczekać 3 miesiące, chociaż gin do którego poszłam prywatnie powiedział, że już po pierwszej miesiączce po poronieniu możemy się starać.
    Teraz jestem w 35 tyg. i coraz to bardziej denerwuję się tym wszystkim co mnie czeka. Nie tylko porodem, ale i samym wychowaniem, czy aby na pewno podołam.
    Pozdrawiam Was ciepło i niech mały bąbelek rośnie silny i zdrowy :)

    Mama Aniołka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, to już prawie finish, niedługo przywitacie się ze swoim Maleństwem! Nie martw się, na pewno podołasz, początki bywają trudne, bo świat przewraca się do góry nogami, ale wejdziesz w rytm i zobaczysz, będziesz, ba - już jesteś, najlepszą mamą dla swojego dziecka :)
      Pozdrawiam również i dawaj znać jak sytuacja! Dziękujemy serdecznie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty