Trzeci trymestr ciąży w czasie koronawirusa
Jeszcze 2 tygodnie temu nie przypuszczałabym, że wszystko będzie zmieniać się jak w kalejdoskopie. Planowałam sobie szczęśliwa poród vbac (siłami natury po wcześniejszym cięciu cesarskim) z mężem, pięknie, magicznie, z przecięciem pępowiny i tak dalej.. A potem pojawił się on..
Koronawirus. Który panosząc się sieje strach, chaos. Który totalnie zmienia wizję finiszu ciąży i porodu. Jest ciężko. Jest problem z dostępnością wizyt lekarskich, otwarciem punktów pobrań, zakaz porodów rodzinnych, zakaz odwiedzin w szpitalach, coraz częściej zakaz przekazywania paczek położnicom. Ponad to wg szacowań specjalistów liczba osób zakażonych będzie wciąż rosła - pytanie na kiedy przypadnie apogeum, według niektórych właśnie na przełom kwietnia i maja.. Dokładnie wtedy, kiedy moja ciąża stanie się donoszona..
Jestem całym sercem za decyzjami podejmowanymi przez rząd. Mam nadzieję, że dzięki szybkim i trudnym decyzjom uda nam się nie powielić schematów naszych niektórych europejskich sąsiadów, gdzie sytuacja jest wręcz dramatyczna niekiedy. Zostajemy w domu, czasem tylko wyjdziemy na spacer na bezludziu, a tak większe zakupy i siedzimy. Niestety, jako ciężarna w 3 trymestrze jestem zobligowana robić badania czy jechać na wizytę do ginekologa, to wyższa konieczność a nie widzimisię, więc mam nadzieję, że nikt nie będzie patrzył na mnie krzywym wzrokiem. Sama wolałabym zostać w domu. I żeby była jasność, rozumiem obostrzenia szpitalne, rozumiem, że mamy stan zagrożenia epidemicznego, że pewne działania podjęte zostały w celu ochrony personelu szpitala jak i samych pacjentek. Ale niestety nie zmienia to faktu, że grzebie moje marzenia.
Oczywiście, mogę próbować mieć nadzieję, że do czasu aż zacznę rodzić wszystko rozejdzie się po kościach, znów będą porody rodzinne i w ogóle wszystko się szczęśliwe skończy. Ale patrząc realnie szanse na to są raczej nikłe. Po pierwszym porodzie, który nie zakończył się tak jak tego chciałam, gdy nie miałam przy sobie Kazia, a gdyby nie mąż nie miałabym nawet jego zdjęcia ani nie wiedziała ile ważył czy mierzył, ciężko mi sobie wyobrazić, że miałabym przeżyć coś podobnego zupełnie sama. Nie kwestionuję pomocy położnych czy lekarzy, ale z całym szacunkiem - to nie to samo.
Dochodzi również strach o to czy szpitale będą otwarte, czy będzie dostateczna ilość personelu, czy będą dostępne jakieś środki łagodzenia bólu.. Zbyt wiele niewiadomych by podejść do tego zupełnie na spokojnie.
Przyznaję, że dla mnie to wszystko jest ostatnio trudne. Są momenty, w których sobie nie radzę i chce mi się płakać, jestem zła, czuję się bezsilna. Jest mi żal. Byłam znów mega radośnie i optymistycznie nastawiona do porodu. Dziś marzyłabym o tym, żeby go odroczyć, no ale nie da się ciąży wcisnąć pauzy.. Sporo osób tego nie rozumie, uważa, że po prostu MUSZĘ i tyle. Oczywiście, że tak jest. Będę musiała urodzić. Ale czy to znaczy, że już nie mam prawa czuć się zagubiona, nie mam prawa czuć strachu, nie mam prawa mieć poczucia niesprawiedliwości wobec tej siły wyższej, na którą nikt nie ma wpływu? Według mnie mam prawo do tych wszystkich emocji, być może muszę je z siebie wyrzucić aby dopiero móc się pogodzić.
Poza tym cały czas pojawiają się nowe utrudnienia, nowe wieści, więc można się przygotować, jasne, ale czy wiemy tak naprawdę do czego? Może do tego, że będą zmuszać do cięć byle szybciej załatwić sprawę bo będzie tyle rodzących a mało szpitali? A może w ogóle nie będzie możliwości na znieczulenie? Może stres będzie powodować wstrzymywanie akcji porodowej? Myślę, że nie ma żadnej recepty żeby się przygotować. Można się nastawić na ten gorszy scenariusz i jedynie liczyć na to miłe rozczarowanie.
Teoretycznie do terminu porodu zostały mi 2 miesiące. Do terminu, bo donoszona ciąża będzie już pod koniec kwietnia. Co będzie za 6 tygodni? Nie wiem tego, ale wiem, że się nie poddam, choć chwilami pewnie tak to wygląda.
Jeśli jest tu ze mną jakaś ciężarna, która również boryka się z podobnymi obawami przed swoim porodem w czasie koronawirusa zapraszam do kontaktu, może wesprzemy się wzajemnie.
Tymczasem będę szukać swojego sposobu jak sobie z tym wszystkim radzić.
Komentarze
Prześlij komentarz