Rozczarowanie przyszło szybciej
Nie, zdecydowanie nie umiem udawać, ani przed sobą, ani przed innymi, że nie chcę, że nie wierzę, że nie czekam po każdej owulacji, żeby okres nie przyszedł. Za każdym razem staram samą siebie przekonać, że to nie jest coś, czego pragnę najbardziej. A potem wychodzi jak zawsze, pojawia się rozczarowanie, smutek, złość, że się nie udało.
W tym miesiącu naprawdę sporo mam biegania po lekarzach bo ginekolog postanowił zlecić mi kilka hormonów (na szczęście zrobiłam je tydzień po owulacji, którą pokazał mi skok temperatury, a nie tak jak mi kazał w 21 dniu cyklu kiedy byłam dzień czy dwa po owulacji). Wyniki niestety dopiero w przyszłym tygodniu u lekarza, podobnie jak cytologia. Zlecone miałam także usg dopochwowe. Na plus jest to, że lekarz stwierdził, że nic tam niepokojącego nie widzi. Na minus - rozczarowanie przyszło szybciej, powiedział, że widzi iż za kilka dni miesiączka.
Nie wiem co ja sobie myślałam. Przecież jeszcze niecałe dwa tygodnie temu sama sobie mówiłam, że nic z tego, że zaczynam leczenie infekcji, a teraz nadal jednak miałam nadzieję. Ta nadzieja jest jednocześnie deską ratunkową jak i brzytwą, której chwyta się tonący. Wczoraj tego nie przeżyłam, dziś jest trochę gorzej, smutniej. Lekarz na odchodne powiedział "zapraszam panią na następne usg już w ciąży!". Nawet nie wie ile dla mnie te słowa znaczyły, jak bardzo bym tego chciała. Ostatnio myślałam o tym, że cykl starającej się o dziecko kobiety dzieli się na fazy i tak je sobie podzieliłam.
Faza 1 - okres, smutek, złość, zrezygnowanie, czasem łzy. Najtrudniejszy czas w całym cyklu - znak, że po raz kolejny się nie udało. Moment, kiedy przestajemy wierzyć, że w ogóle się uda, kiedy mamy dość, chcemy z tym wszystkim skończyć, rzucić w cholerę leki, termometry, wiesiołki, wszystko. Milion myśli w głowie, co znowu poszło nie tak?
Faza 2 - okres się kończy i wstępuje w nas znowu wiara. Trudno, nie udało się, ale przecież mamy nowy cykl! Nowe nadzieje! Nowe szanse! Jesteśmy nastawione optymistycznie, często wręcz bucha z nas entuzjazm. Obserwujemy się pilnie, co z tą temperaturą, ze śluzem, robimy testy owulacyjne - wszystko, byle tylko przybliżyć nas do tego aby się udało. Szczególnie wzmożone starania aż do owulacji.
Faza 3 - zaczyna się po owulacji, jest to faza czekania. Na początku jeszcze jeszcze, bo jesteśmy tuż po, dalej trwa w nas wiara, że się udało, w końcu tym razem musiało! A im dalej w las tym ciężej czekać, nie widzieć u siebie objawów ciążowych, nie robić testów. Ta faza strasznie się dłuży. nie możemy się już doczekać - wóz przy przewóz, niech się już wreszcie wyjaśni..
I znów wracamy do fazy 1. A jak ktoś ma szczęście to dochodzi do Fazy 4 - ujrzenie dwóch kresek i ogromna radość, spełnienie marzeń.
Ja jeszcze nie mam nawet okresu, a już jestem w fazie rozczarowania, które przyszło szybciej, no bo skoro lekarz na usg widzi okres, to nie ma już sobie co wmawiać. Mimo tego i tak jakiś promil nadziei się czai - a żeby tak ten miły, starszy dziadek był się pomylił i jednak ten pęcherzyk ciążowy tam będzie..
A czy wy przechodzicie właśnie takie fazy w staraniach o maleństwa, czy może zupełnie inne? Jak to u Was wygląda?
Opisała moja historie która przechodzę półtora roku ����
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dobrze rozumiem, chciałabyś, abym opisała Twoją historię? Oczywiście, że mogę ją opisać. Jeśli tylko chcesz, skontaktuj się ze mną za pomocą formularza kontaktowego na blogu (lewy górny róg, trzeba nacisnąć na te trzy paseczki - u dołu będzie formularz).
Usuń