Trochę o tym i owym


Dziś tak trochę niestandardowo o różnościach, zmianach i...spokoju :P A także trochę o kulinariach i czasie wolnym :) 

Majówka mimo że spędzona w domu była świetna! Wyjazdy uwielbiam, ale lubię też taki czas jak ten ostatnio, gdy mogliśmy spać bez włączania budzika i zrywania się jednego z nas do pracy. Ze wspólnym śniadaniem (jajecznica z chorizo! polecam, pyszne, sycące - nasz mistrz śniadań) i z ... randkowaniem! Tak, małżeństwo może, a w mojej opinii nawet powinno randkować, super czas dla dwojga, fajna atmosfera, lampka wina... My zrobiliśmy rundkę na kilka dobrych posiłków na mieście, ale też wyskoczyliśmy potańczyć. Potem randkowaliśmy w domu, pod kołderką, z winkiem, serialem i wspólnym gotowaniem. Jednego dnia pichciliśmy własną pizzę, wyszła naprawdę dobra i zniknęła zanim zdążyłam zrobić jej zdjęcie :D A kolejnego dnia piekliśmy brownie w myśl zasady "to się nie może nie udać, przecież to zakalcowate" (bo ja uwielbiam gotować, ale raczej na słono, w słodkościach póki co mam mniejsze osiągnięcia). Nie wiem czy się udało jak należy, ale smakowało przepysznie (też już nie ma), szczególnie z lodami waniliowymi!

Akumulatorki więc naładowane w pełni. Dodatkowo byłam niedawno zarówno u ginekologa jak i u pani endokrynolog, którzy na moje badania oboje zareagowali, że są "super!", więc już zupełnie się ucieszyłam z tak dobrych nowin. Czuję w środku siebie ogromny spokój i natchnienie. Codziennie znajduję chociaż chwilę dla siebie, żeby poćwiczyć jogę, choćby to miało być pół godzinki i polecam gorąco, super relaksuje, ale też naprawdę się przydaje żeby rozluźnić chociażby kręgosłup po pracy. Także jeśli ktoś lubi się rozciągać to moim zdaniem super sprawa :)

Zdecydowanie też nabieram ciągle dystansu do wszystkiego wokół. Do starań też. Sprawdziłam kilka rzeczy z pomocą lekarzy i teraz mam w sobie takie poczucie, że będzie co ma być i kiedy ma być. Nie muszę być w ciąży dziś, ani za miesiąc. Równie dobrze to może być za rok albo dwa. Nie znaczy to, że odpuszczam, zabezpieczamy się i nie staramy. Po prostu widzę po sobie, że nie angażuję w to tyle energii, jestem spokojna, bo wiem, że mam dużo szczęścia w życiu i nie mam zamiaru skupiać się na tym czego mi brak, a właśnie na tym co mam i co sprawia mi radość. 

Ostatni post wywołał kolejną burzę, choć codziennie czytam podobne szczere wyznania, historie innych dziewczyn. Dostałam naprawdę dużo wiadomości, także prywatnych z podziękowaniami za ten post. Nie mniej też niektórzy za punkt honoru wzięli ostrą krytykę, a nawet niemal wypisywali skierowania na leczenie ;) Zdania nie zmienię - uważam, że temat jest ważny, a dla zdrowia własnego trzeba być ze sobą szczerym. Ta szczerość wobec siebie i innych skutkuje przepracowaniem problemów, naprawą błędów i uczeniem się siebie, ale także jak zmienić to, co negatywne i przekuć to w coś dobrego. Mnie się udaje, dlatego warto by i inni zdali sobie z tego sprawę. Przynajmniej ja nie zamierzam nikogo wysyłać do psychiatry, bo musiał sobie popłakać czy wyrzucić z siebie negatywne emocje - lepsze to, niż je kumulować. 
Dużo ostatnio zauważam absurdów, dużo braku zrozumienia, dużo agresji i przeczenia samym sobie. I cieszę się, że jestem z daleka od takiego stanowiska, że nie oceniam ludzi po moim "widzimisię"i potrafią zdystansować się od tego, co byłoby zwykłą stratą czasu i energii. Wolę go wykorzystać na coś bardziej produktywnego. Na przykład na napisanie notki, albo jogę, albo... seks z mężem :) 


I powiem wam coś - nie ma sposobu na odpuszczenie - zawsze to powtarzam, jeśli chcemy zostać rodzicami, to nam się to nagle nie odwidzi, nie odechce. Ale jest sposób, żeby wyluzować, nabrać dystansu, spokoju, a wtedy i okres niestraszny i przyjmowany z uśmiechem na ustach. Nie mam na to recepty, ale luz jest możliwy i naprawdę błogi. Gdy człowiek pogodzi się z rzeczywistością wszystko jest prostsze ;) Po co stać i walić głową w mur? Głowa rozboli, a mur będzie stał dalej :) Lepiej skoncentrować się na czymś ciekawszym niż mur i boląca głowa :D

A oto moja krótka recepta luzu i szczęścia z ostatnich tygodni:

3 tabliczki czekolady w pysznym brownie
200 gram gruzińskich pierożków z masełkiem
 2 godziny wywijania z mężem w klubie po orzeźwiającym mojito
150 gram karkówki z kiszoną kapustą (kocham mięsko)
30 minut jogi dziennie (można zwiększyć dawkę!)
upojne chwile z mężem (ilość uzależniona od ochoty i możliwości!)
tony pozytywnego myślenia
przynajmniej 7 godzin spokojnego snu
godzina albo półtorej na zrobienie sobie dobrze (np. zrobienie sobie manicure hybrydowego)
omijanie szerokim łukiem ludzi toksycznych
unikanie tracenia czasu na sprawy bezwartościowe, które nie wnoszą nic dobrego

A wy jakie macie przepisy na luz, spokój i relaks, a czego unikacie?

Komentarze

Popularne posty